Pan profesor Bogdan Kamiński podjął w swym referacie problem ogromnej wagi: planowanie życia sobie i potomstwu. Obnażył przy tym rozległe obszary braku naszej podmiotowości wobec czasu: płyniemy na fali życia zupełnie bezwolnie, a gdy wreszcie umiemy i chcielibyśmy płynąć trzymając ster we własnych dłoniach, fala wyrzuca nas na brzeg już po tamtej stronie horyzontu. W zasadzie więc „zaplanowane” są jedynie te elementy i aspekty naszego bycia w czasie, które i tak reguluje za nas natura, społeczeństwo, kultura. W odniesieniu do życia czynność planowania może prowokować pejoratywne skojarzenia z czymś pedantycznie rygorystycz-

nym. Niesłusznie, gdyż – jak sqdzę – takiej buchalteryjnej premedytacji autor wcale nie zaleca. Postulat planowania życia trudno jednak wyrazić innym i lepszym określeniem, jako że jest to właś- nie… dopiero postulat, a więc zarazem nie ma on jeszcze adekwatnego odzwierciedlenia w naszym myśleniu i języku. Podobnego odzwierciedlenia nie ma również „wychowanie do życia w czasie” (nauka umiejętności planowania życia byłaby jego częścią), czego niżej podpisany boleśnie doświadczał w każdej dyskusji o konieczności takiej edukacji.

W poetyckiej spuściźnie Juliana Tuwima jest odpowiedni i piękny wiersz na ten temat, ale młodzież ostatnich dwóch pokoleń go nie zna, bo takich utworów szkoła już nie analizuje i nie uczy. Uderzmy się w piersi, bo sami też nie jesteśmy bez winy: jak to się stało, że kilkadziesigt lat temu zainicjowana przez Pietera „biografia ogólna” (teoria rozwoju i prawidłowości życia ludzkiego) nie doczekała się do tej pory ani szerokiego badawczego wsparcia z naszej strony, ani też tak nam potrzebnych jej zastosowań praktycznych? By unikngó recydywy, zauważmy w porę, iż S. Ziemski parę lat temu zgłosił postulat budowy siłami szeregu dyscyplin tzw. „nauki o rozwoju zdarzeń w czasie”2. Łącznie z biografią ogólną mogłaby ona stanowić wyjściową bazę teoretyczną dla zbioru przynajmniej podstawowych zaleceń, jak planować życie sobie i potomstwu.